Właściwie po powrocie miałam napisać o Barcelonie tylko jedno zdanie: zatłoczona, turystyczna przystań rozpusty, w której ludzie mają się całkiem dobrze, ludzie ale nie tacy jak ja.
Po pięciu dniach pobytu, drogą losową nadaję nazwe naszej podróżnej Ekipie: Wędrowne Skurwysyny!! Przemieszczamy się wszędzie nogami, ponieważ metro jest za gorące, a ulice za bardzo zatłoczone by przemieszczać się po nich rowerem. Choć może nie aż tak? W sumie to w ogóle nie sa zatłoczone, po prostu my jesteśmy zbyt skąpe by zapłacić za przyjemność pojezdzenia rowerem, co dla niektórych z nas nie było by nawet przyjemnością. Po 5 dniach zaczynam również tęsknić za ciszą i spokojem, i marzę o domku w lesie choćby na mazurach:P
Jak widać liczba numer 5 staję się przewodnią liczba podczas mojego wyjazdu, choć numerologicznie zupełnie nie pasuje do mej osobowości.
Piękne miasto, na pierwszy rzut oka pozbawione uprzedzeń, zupełnie wolne. To czy jest tak naprawdę nie jest jednak tematem na geobloga:P
Wracam do domu i cieszę się. Okres wakacyjny to nie jest dobry pomysł na podróże w takie miejsca dla ludzi potrzebujących spokoju:))